niedziela, 21 listopada 2010

Bairam [niepozorny tytuł, a przedstawia >1000 zdjęć]

Hej po krótkiej przerwie.

Tak więc: Obecnie w Turcji dobiega końca Bairam, czyli Święto Ofiarowania, kiedy wierni idą do meczetu, aby następnie zabić baranka, a jego mięsem podzielić się z ubogimi. Okrutne i piękne zarazem.

Dla Erasmusów znaczy to mniej więcej tyle, że mają tydzień wolnego. Każdy zatem coś sobie planuje.

Tytułem wstępu alfa do drugiej części powiem, że od paru tygodni planowaliśmy z Kaśką wybrać się do kościoła na mszę po polsku. Tak planowaliśmy i budziliśmy się trochę nie w porę (msza jest o 9:30, wstawaliśmy przeważnie po 11 :P ).
Ale ostatecznie w niedzielę 14.11.2010 wreszcie się udało.

Tytułem wstępu beta do części drugiej powiem, że w sobotę przed niedzielą - tą niedzielą - zaplanowaliśmy trasę po całej Turcji (jak szaleć to szaleć!) i powoli finalizowaliśmy logistykę (transport, noclegi).

Ok, finał, czyli zaczynam część drugą:
Po niedzielnej mszy ksiądz zaproponował nam samochodową wycieczkę tą samą trasą, którą obmyśliliśmy dzień wcześniej!
Same plusy,bo
* świetna ekipa: ksiądz Darek (nasz człowiek na Ziemi - jak gdzieś jeszcze nie był to się tam pojawi), Sandra (nasz człowiek na Łotwie), Szczepan (nasz człowiek w Czechach)
* własny środek transportu, który pod komendą księdza Dariusza przemknął 1700km (zachodnie wybrzeże Turcji w tę i z powrotem. Szok, nie?)
* (dla księdza Dariusza, myślę, że mówię za nas wszystkich) za ciepłe słowo, pewną rękę na kierownicy i zapas polskiej i bułgarskiej kiełbasy na trzy dni:
DZIĘ-KU-JE-MY!!!
(serio, polska kiełbasa to w Turcji wielkie halo. W Turcji jest jakaś pulpa/papka [mięsna?] - nie ważne ile się płaci, produkt jest taki sam... co zmusza nie-wegetarian do wzmożonej konsumpcji drobiu. Podsumowując - ponowne gromkie: DZIĘ-KU-JE-MY!!!)
* nocleg u ojców franciszkanów w Izmirze. Mających przydomowy sad z drzewami cytrusowymi (nasza wyprawa uszczknęła 3 siatki cytryn - jakich cytryn!). Ciekawostka - idzie sobie człowiek główną aleją w Izmirze i jak spojrzy nieco wyżej na drzewa to już wie, gdzie pieprz rośnie. Rzecz jasna - w Izmirze Doprecyzujmy - czerwony :-) Nieźle się te zbiory komponowały z mandarynkami z Efezu i oliwkami zewsząd (przy czym oliwki z drzewa jednak nie są za dobrze, przynajmniej o tej porze roku). W sumie to rzecz bardzo świąteczna - są święta, są mandarynki.
* sami ojcowie franciszkanie (gospodarze/goście), którzy drugiego wieczoru pojawili się i z którymi spędziliśmy wieczór (kolacja + spacer + wieczorna posiada)
* trasa gigant, jak wspominałem: ok. 1700km. Przebieg trasy: Stambuł - Çanakkale - Troja - Assos - Izmir - Efez - Milet - Izmir - Asklepion - Pergamon - Akropol - Stambuł
* i duuuuuuuuuuuuużo zdjęć (filmy jeszcze są w opracowaniu), chyba pora zaczynać prezentacje...
[P.S. W niezerowym, acz skończonym czasie wrzucę jeszcze filmiki, które kręciłem w trakcie wyjazdu - zbierze się ich kilkadziesiąt minut, kąsek jest więc ciekawy.]
[P.P.S. Oprócz moich, wrzucam prezentacje od Kaśki, dzięki Kasia :-), żeby były też zdjęcia ze mną :P - te te "drugie" prezentacje ]

Początek:


Zaczęło się pobudką o 5, żeby na 6:30 zdążyć na prom na drugą stronę Bosforu. Później biegiem na górę (z Karakoy na Taksim, normalnie jeździ tam kolejka, ale w święta było czynne dopiero od 7:30 [pół godziny później niż pojawiliśmy się my], a na wtedy mieliśmy być już na ostatniej stacji metra i wsiadać do samochodu. Tak czy inaczej - musieliśmy się szybko wdrapać na górę, moim zdaniem szybciej już się nie dało ;) )


Troja:


Pierwszy przystanek (po przeprawie promowej) - Troja!


Assos:


Dalej Assos...


Izmir:


Powrót do Izmiru, odpoczynek i dzień drugi


Dom Wniebowzięcia NMP:


Ok, pewnego dnia opiszę resztę prezentacji, a jeszcze innego dnia wszystkie zdjęcia. "30 Ton - dziękujemy!"


Efez:







Bazylika Jana Ewangelisty:





Milet:





Didim (Świątynia Apolla):





"W drodze"



"Asklepion"




Akropol:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz