poniedziałek, 25 października 2010

Wstęp do Bioinformatyki

Temat rzeka, aż chce się opowiadać, robić zdjęcia, co tam robić zdjęcia - nagrywać. Wykład, wykładowcę, to co mamy zadane, to jak to odbieramy.

Tak więc załóżmy, że wykładowca przychodzi (1*). Należy go przekonać, żeby został dłużej (2*) nie tylko po to, żeby mówił, że odwołuje zajęcia, ale też żeby poprowadził wykład (3*). Po udanych negocjacjach (a myśląłem, że targował się będę na rynku, a nie na uczelni, przynajmniej nie przed wystawianiem ocen/kolokwiami) wybiera trzy pisaki, sprawdza czy działają, zaczyna.

Ilość pisaków jest ważna z dwóch powodów. Tablica jest jedna, a przeważnie zapisuje ją całą. Chce mieć możliwość odniesienia się do poprzednich zapisków i dlatego po zapisaniu tablicy raz dobiera drugi pisak i kolejny. Co jakiś czas zmaże coś rękawem - celowo, bądź nie. Dlaczego tylko 3? Bo kolega bliski płaczu spytał się go raz, czy może przygotować (zmazać) tablicę. Profesor się nie zgodził, ale od tego czasu po zapisaniu tablicy trzema warstwami wymazuje "mało ważne" albo "osierocone" (brakiem mało ważnych kluczowych faktów) notatki.

Ogólnie fajny przedmiot, ale mam wrażenie, że rozumiem go najlepiej, co mnie niepokoi, bo po zajęciach tłumaczy im rzeczy po turecku. Albo ja czegoś nie wiem (możliwe), albo oni czegoś nie wiedzą (jasne, że możliwe) albo profesor coś wie, ale nam nie powie (wstrzymam się od głosu).

Co ciekawe, może ja odrabiam kosmiczną ilość prac domowych do późna i od rana (zadaje je bez umiaru, jak mu się coś przypomni), ale wiem, że nie mogę zadzwonić do niego i go obudzić - od też przychodzi rano zmęczony, tłumacząc, że przygotowywał się do późna. Fajny przedmiot, dobrze, że mam taki tylko jeden.

P.S. przy tym naprawdę doceniam tego gościa bo ma ciekawe podejście i pomysły.
i trudno mu odmówić zaangażowania. A poniżej coś na dowód:


Pazartesi

Jadę sobie rano autobusem na uczelnię. Wczoraj były derby,
a stadion ciągle stoi. Poza tym - nie widziałem też wczoraj śmigłowców policji
(chyba, że je zestrzelono zanim nadleciały w okolice stadionu - inaczej stambulscy kibice nie wiedzą co to dobra zabawa).

to że stadion stoi to nic - na środku skrzyżowania stanął kierowca autobusu, którym jechałem i zaczął (wnosząc z barwy głosu i przebogatej gestykulacji) kłócić się z jakimś kierowcą, który chwilę wcześniej wykonał niebezpieczny manewr.

Inni uczestnicy ruchu po paru minutach zaczęli trąbić na autobus,
"niebezpieczny kierowca" wydawał się nie brać do serca uwag motorniczego,
a motorniczy wydawało się, że zaraz wyjdzie i trzepnie swojemu rozmówcy.

W poniedziałek, kiedy jadę na uczelnię jestem przeważnie zaspany po dość intensywnym weekendzie. A tu jeszcze nie dostałem pytania z książki którą mieliśmy przeczytać na dzisiaj, a już się przebudziłem. Stambuł jest niesamowity.

To, że do bójki mogło dojść wynika z innego podejścia do kontaktów osobistych.
Panowie idący ulicą i trzymający się za rękę mogą być heteroseksualni - lepiej,
nikogo to nie dziwi. W weekend w restauracji panowie przyjemnie sobie rozmawiali, aż jeden z nich strzelił drugiemu w twarz i bójka gotowa (a przecież to obiad miał być gotowy).

Tak czy inaczej, motorniczy otrąbiony przez wszystkich i może przypomniawszy sobie o rozkładzie (mają sugerowaną częstotliwość przyjazdu, zupełnie jak metro... w zasadzie to bardzo nowoczesne) pojechał dalej.

Na wykład zdążyłem punktualnie, co znaczy, że musiałem czekać około 0,5h na wykładowcę. Tym razem nie odwołał wykładu, nawet nie próbował.

Podsumowując - stadion stoi, policji nie ma, wykładowca się zjawił - szokujący początek tygodnia.

niedziela, 24 października 2010

Kurs języka tureckiego - część 1 - Egzamin

Kolejność rzeczy często wydaje się oczywista. Z pustego się nie przeleje, więc najpierw trzeba nalać, ktoś kto nie zna Tureckiego najpierw musi się go nauczyć, żeby pisać egzamin.

Istnieje jednak podejście odmienne tj. myślenie wspak. Zakłada ono, że dzięki podjęciu trudu spojrzenia na sprawy z innej perspektywy możemy otrzymać nowe, nierzadko bardzo przydatne informacje/rozwiązanie.

Z tej racji na pierwszych zajęciach, grupie zdeklarowanych początkujących (lub też grupie zerowej - bo to lepiej opisuje nasz stan wiedzy) przekazano arkusze z pytaniami i miejscem na odpowiedź. Aż kusi, żeby na karcie odpowiedzi ułożyć jakiś ciekawy kształt, z drugiej strony trochę strach - bo co jeśli ciekawy kształt jest odpowiedzią na wszystkie pytania (i bolączki ludzkości)? Ktoś pyta ile jest czasu - godzina. Hmm... 10 minut później na zewnątrz budynku zrobiło się dość tłoczno. W części kuchennej, zarezerwowanej dla wykładowców również. Wszyscy cieszyli się pozostałymi 50 minutami.

Wyniki egzaminu w poniedziałek... ciekawe do której grupy trafię.

Dla chętnych wyciąg z testu :-)




Marmara, Ziemia Obiacana i kwestia informacji

Marmara University jest pewne kilku rzeczy. Po pierwsze informując nas - Erasmusów - o zajęciach z języka tureckiego jest pewne, że już przecież ten język znamy. W ten sposób dostałem maila od koordynatorki uczelnianej, że test kwalifikacyjny jest w piątek o 10 na kampusie Göztepe, ale np. informacja o tym w jakim jest budynku była w cytacie w całości po turceku. Ok, przywykłem do tego, zrobiłem zdjęcie - pokażę jakiemuś turkowi na miejscu - powinno dać radę.

W piątek wchodzę przez główną bramę kampusu, staję przy mapie. Wyciągam komórkę, robię zbliżenie odpowiedniego fragmentu maila. W międzyczasie okazało się, że grupa przy mapie - rzecz na co dzień niezwykła - pęcznieje. Więc zagadałem, czy przypadkiem nie szukają budynku szkoły językowej - oczywiście, że tak! A to było tak: "ja nie wiem, gdzie jest ten budynek, Ty nie wiesz, gdzie jest ten budynek, to razem wiemy tyle, żeby trafić na miejsce".

Zatem lepiej się zapoznajemy, znaleźliśmy na mapie potrzebny budynek i idziemy do niego. Standardowy flow rozmowy: kiedy przyjechałeś/aś, jak Ci się podoba, skąd jesteś. Po 10 minut rozmowy już można było przejść na Polski - cała grupa, porozumiewająca się płynną i ładną angielszczyzną studiowała w: Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Łodzi. Nic dodać, nic ująć, 10 osób, z którymi następnego dnia popłynąłem na okoliczną wyspę pojeździć na rowerze i się rozerwać.

Wszyscy studiują na Göztepe, wszyscy mieszkają niedaleko, chyba poznamy się lepiej :-) Ok, na razie tyle.

Dorzucam parę widoków ze wspomnianego kampusu.

Grama główna:


 Mapa lokalu po turecku

Poświata widoczna na zdjęciu bije z budynku "A" Wydziału Inżynierii - mojego wydziału.
 Drzewa przed budynkiem "C", na prawo budynek "B" - mój budynek.
Dziekanat:


I tak dalej... ;)



Przeprowadzka, wycieczki, migracje

Stało się. Przyznaję - stało się tydzień temu. Przeprowadziłem się z Fatih (tradycyjnej, rdzennie tureckiej dzielnicy, w której różnice między teraz a 100 lat temu można policzyć na palcach jednej ręki) do Kadiköy. Kadiköy to już Azja, choć patrząc na ludzi i zabudowę - środkowa Europa :)

Dzień był świąteczny, ulice nieczynne dla samochodów, bagaże kanciate, rączka od walizki zablokowana, a słońce dogrzewało. Tak czy inaczej jakoś się udało. Kit z przeprowadzką - raz się robi i już. Za to jaka wymiana! Za dopłatą 50TL (100zł) dostałem jakieś 100-120m2 z dużymi oknami (i kratami - bo to parter), zadbane, etc. Jedno mogę powiedzieć na pewno: nigdzie się stąd nie ruszam...

chyba, że na uczelnię - 15minut autobusem (wcześniej 1,5h piechotą, autobusami, promem). A jak prowadzący stwierdzi, że przekłada zajęcia, bądź że je anuluje (wspominałem o tym wcześniej) bardzo mnie to nie zmartwi :]

Mieszkanie na Kadiköy - tuż przy przystani wprost zachęca do wędrówki. Ostaniemi czasy zebraliśmy się zatem grupką Polaków + 2 x Niemców + Holender na wycieczkę na Wyspy Książęce, ale o tym w innym poście :)


sobota, 16 października 2010

Piosenka na sobotę

Ciekawostka: w Turcji youtube jest zabroniony (choć jak wiadomo, można się tunelować). Ciężka sytuacja dla kogoś z 60GB dyskiem, kto zwykł słuchać muzyki włąśnie z tego źródła.

Gdyby w Polsce ktoś próbował zaprowadzić podobny zakaz cały kraj by się zjednoczył, a rząd by upadł :P

Tak czy inaczej odkryłem Dailymotion (gdzie co jakiś czas wrzucam swoje filmiki).

Po tygodniu z różnymi perypetiami w ramach załatwiania formalności nasunęła mi się piosenka:


Myslovitz - Acidland
Uploaded by gumbi33. - See the latest featured music videos.

A coś lekkiego na przeciwwagę:


The Streets - Everything Is Borrowed
Uploaded by ADA_Distribution. - See the latest featured music videos.

Kto wie - może następnym razem polecę coś albo nowszego albo lojalniejszego.

Pozdrawiam!

piątek, 15 października 2010

Turcy, a sprawa ruchu ulicznego i czasu oraz nauka ze wzmocnieniem

Jakiś czas temu jak miałem okazję nie wspomnieć byłem w Błękitnym Meczecie.
Słońce świeciło, turyści tłoczyli się w przyzwoitej liczbie (w wakacje jest to liczba
zdecydowanie nieprzyzwoita, która najpewniej opisuje Bestię). Tyle tytułem zmyłki,
żeby szanownemu czytelnikowi przypomnieć, że życie ma blaski i cienie.
Blaski bardziej szczegółowo jeszcze opiszę, teraz pora na cienie.

Otóż Turcy mają dość luźne podejście do spraw:
czasu, wzajemnej informacji, ruchu drogowego (i wielu innych niewymienionych).

W ruchu ulicznym pierwszeństwo ma ten który działa. Jeżeli pieszy wierzy szczerze,
że musi przejść na drugą stronę ulicy to każdy samochód się zatrzyma aby go przepuścić,
choćby to było czerwone światło - czasami czas reakcji kierującego jest skrócony przez
policyjną odznakę łamiącego przepisy. Jeżeli dla odmiany kierujący szczerze wierzy,
że musi zmienić pas ruchu, albo do ruchu się włączyć to każdy powinien wiarę przodka
(osoby jadącej przed nim) uszanować i - o dziwo - tak się dzieje! Nie wiem jak to możliwe,
że widzę tylu ludzi z siwą brodą - może to Ci, którzy za kółkiem nie siadali.
Inna możliwość jest taka, że są to genialni kierowcy.

Prowadzenie pojazdu musi być jednak dość męczące w tych warunkach. I tu mała wstawka: w autobusach są dwie osoby należące do "personelu":
jedna oczywiście jest kierowcą, a druga pobiera opłaty (w wysokości 1,5TL), ew. przepuszcza,
jeżeli korzysta się z Akbilu (pre-paid'wy system płatności - wpłaca się pieniądze na kartę/specjalny żeton,
a następnie od kwoty tej odlicza się opłatę za przejazd. Akbil ma tę przewagę nad płatnościami na bieżąco,
że przy drugim i każdym następnym przejeździe, dokonanym w ciągu 2h od pierwszego przejazdu, płaci się połowę stawki - 0,75TL).
Czy ta osoba została wzięta z ulicy, a jedynym wymaganym dokumentem był dowód osobisty? Otóż nie.
Po dłuższej jeździe (trwającej około 1h) w ostatnim tygodniu zobaczyłem jak panowie zamieniają się miejscami!
I to, że ten drugi też jest kierowcą wcale mnie nie dziwi - po godzinie jazdy po tym mieście człowiek nadaje się
albo do karmienia niezbyt agresywnych gołębi albo do zbierania pieniędzy za przejazd.

Skoro już o transporcie zbiorowym - oddaje on w pewnym sensie podejście Turków, ba! wiąże się chyba wręcz z empatią.
Otóż Turcy przeważnie się mylą - przynajmniej Ci z którymi mam szczęście współpracować.
Kiedy jeden Turek się pomyli, spóźni, etc. inni są wyrozumiali względem niego. Jak to łączy się z transportem zbiorowym?
Kiedy jakiś autobus czeka na zielone światło (czasami nawet to się zdarza!) można do niego podejść (choćby na środkowy pas - wystarczy uwierzyć!) - drzwi się otworzą. Stoisz w korku i chcesz wyjść - nie ma sprawy. Kierowcy czekają na przystanku jak widzą, że ktoś biegnie. W zasadzie to bardzo miłe...

Czyli sprawa ruchu ulicznego załatwiona - jak to się wiąże z czasem? Przy tak luźnym podejściu nie może mnie już dziwić,
że kiedy poszedłem na pierwsze zajęcie ze "Wstępu do bioinformatyki" wykładowca spóźnił się dwie godziny, a kolejny wykład został przesunięty o 4h. Nic to, że pierwszy wykład miał być o 9 rano więc wstałem na niego o 6, natomiast drugi miał trwać do 16, więc ostatecznie wróciłem do domu o 21:45.
(Na szczęście kolacja już czekała - w tym miejscu dziękuję Kindze i Bartkowi, którzy ją pracowicie przygotowali, mój dom zawsze stoi przed wami otworem! Drugie na szczęście: smaki nargil tego wieczoru były pełnym zadośćuczynieniem za wszelkie trudy).
Także początek współpracy z profesorami był ciekawy. No i układał się tak dalej - zwłaszcza jeśli chodzi o "Bioinformatykę". Tydzień później profesor kiedy przeszedłem i zaczekałem 30min poinformował mnie, że przełoży zajęcia na piątek... albo na środę! No dobra, czemu nie, lubię gościa, może przekładać. Nawet zdecydował się, że jednak to będzie środa o 14. Kiedy przyszedłęm tamtego dnia i powiedział mi, że jednak odwołuje te zajęcia, przecież nie mogłem się dziwić - jak ktoś zawodzi raz, to przypadek. Jak ktoś zawodzi drugi, to zawiedzie też trzeci i kolejny - cóż.

Teraz pora na wytłumaczenie "nauki ze wzmocnieniem". Za każdym razem gdy wpadałem, a on odwoływał zajęcia zadawał "pracę domową". Do tej pory przeczytałem istotną część książki przeznaczonej na cały rok - w sumie w porządku, co się będę lenił po godzinach na uczelni, kiedy wracam o 22.

Wracając do spraw spóźnień i odwołanych zajęć - wiązałbym to z jego osobą, gdyby nie mały dowcip: otóż dzisiaj są/były zajęcia organizacyjne z języka tureckiego. Dostałem datę, godzinę, nazwę ośrodka szkoleniowego (oczywiście informacji na stronie Erasmusa uczelnianego albo samej Marmary nie ma, maila informacyjnego nie dostałem, choć podałem adres i dostałem zapewnienie o przekazaniu takiego). Co by tu zrobić - sprawdzę na stronie tego ośrodka.

Ośrodek uczący obcokrajowców tureckiego ma stronę - jakżeby inaczej - po turecku. To nic dziwnego - już od dawna korzystam z usług Google Translatora wbudowanego w Google Chorme - łamany polski który dostaje więcej dla mnie znaczy - chwilowo - niż wszystkie poetycko rozłożone frazy na stronach w miejscowym języku. Tym sposobem znalazłem adres ośrodka i - uwaga! - lokalizację na mapce googlowej (ale nie wbudowaną mapę, tylko zdjęcia - kit wystarczy zdjęcie). Więc mam datę, godzinę i - jak sądziłem miejsce. Przyjeżdżam sobie dzisiaj i... wrong! ośrodek został przeniesiony z tego budynku jakieś parę lat temu... co też mnie już nie zdziwiło. Turcy mają stare, nieaktualizowane strony internetowe, zdezorientowanych ludzi w punktach informacyjnych, ale to w znaczym procencie nie może być problemem. Nie zasieją szumu informacyjnego z prostego powodu - nie znają angielskiego =).

Dobrze, że jest piątek. Co prawda mam jeszcze ileś godzin do odpracowania (ICM) i sporo rozdziałów do przeczytania, ale przynajmniej gospodarowanie czasem będzie leżało wyłącznie w mojej gestii (patrz: impreza dzisiaj i jutro!).

A jednak dalej kocham to miasto - jest malownicze, kolorowe. Jest duże i monumentalne, przy tym świetnie skomponowane. Zauważyłem, że faktycznie ludzie rzuczają rzeczy na ulicę (jakieś paprochy, ogryzki), a jednak są one zawsze zadbane i czyste. Po dniu targowym w okolicy Fatih ulice wyglądają jak stadion dziesięciolecia zaraz po zamknięciu. Parę godzin później po całej imprezie nie ma śladu. Pod tym względem Turcy to... czyściochy! Tak poza tym słyszałem dużo stereotypowych, trochę niesprawiedliwych ocen Turków odnoście czystości. Nie wiem jak jest za granicą (gdzie często widzi się Turków wykonujących prostsze zawody), ale tu, na miejscu Turcy wydają się bardzo czystymi i zadbanymi ludźmi.

I jeszcze jedna różnica. Weekendy - piłka lata po całej ulicy (jest raczej na uboczu więc można), dzieciaki się bawią, krzyczą. W tygodniu jest pusto - siedzą w przedszkolach i szkołach. Koniec tygodnia to co innego - wtedy się okazuje jak dużo ich jest! Nie jestem pewien czy w Europie tyle dzieci jest w dzień wolny od pracy na placu zabaw. Cóż, Francja potrafi, może Polska też da radę.

Ok, na razie tyle. Nie mam siły podnosić spójności i przejrzystości tego tekstu - wierzę w zdolności szanownego czytelnika i czytelniczki.

Pozdrawiam!

P.S. Żeby nie było, że mnie ktoś podmienił i na wypadek nagłej utraty pamięci (tzw. "fiksacji Stambulskij") podaję moje aktualne zdjęcia:



sobota, 9 października 2010

Moja droga na uczelnię

Jak pisałem wcześniej przejazd na kampus Goztepe to:
* przechadzka
* przejazd autobusem


Pokaż Wskazówki dotyczące dojazdu do Kennedy Cd na większej mapie

* przepłynięcie Bosforu
* kolejny przejazd autobusem z pętli


Wyświetl większą mapę

...nie ma lekko. Choć ostatnio mam dużo szczęścia i mniej biegam. 
Widzę, że prom stoi na przystani, patrzę na zegarek 8:21.
Albo już odpływa albo mam jeszcze 4, bądź 9 minut więc bez pośpiechu docieram do terminalu i wchodzę na statek. Pełen luz.


ferry
Uploaded by piotrd. - Discover new destinations and travel videos.




Na samym promie można siedzieć na pokładzie lub pod. W części zasłoniętej jest barek, a kiedy już prom odbije kelnerzy chodzą po całym promie proponując herbatę - w sam raz na deszczowe dni lub na "po pracy". Parole, parole, parole... pora na do-wody:























piątek, 8 października 2010

Co muezin chciał przez to powiedzieć?

Mała przerwa w ciągu opowiadań o wrażeniach po przyjeździe.
Tytułem wprowadzenia: mój powrót z uczelni (Marmara University - kiedyś chciałem studiować na Akademii Morskiej, no to mi się wreszcie udało!) składa się z dojazdu autobusem z uczelni do portu, przepłynięcie promem Bosforu i znowu do autobusu. Wysiadam na przystanku Fatih, pod murami meczetu o tej samej nazwie. Później idąc koło niego docieram do Halic Caddesi, a z niej już tylko moment i jestem w domu.

Ok, koniec wstępu.Niedługo będę się przeprowadzał, żeby nieco skrócić dojazd więc pomyślałem sobie, że nagram film z moją obecną okolicą. Najwyraźniej była pora na modlitwę, bo muezin zaczął do niej wzywać...



Co muezin chciał przez to powiedzieć?
Uploaded by piotrd. - Exotic and entertaining travel videos.

...koniec pieśni

czwartek, 7 października 2010

Halic Caddesi i Targ [śr, 29.09.2010]

Po przylocie, taksówką dojechałem do domu około 3 w nocy. Pierwotnie zaplanowałem na następny poranek przejazd na uczelnię, zarejestrowanie się i pójście na pierwsze zajęcia (jak się później okazało tego dnia nie miało ich być). Optymizm. Obudizłem się o 9 - dobra pora na rozpoczęcie poznawania miasta. Wychodząc spojrzałem na tabliczkę nad wejściem: "Turkoglu 21" - ok, czyli tak się nazywa ulica, na której mieszkam (ciekawostka: to było nazwisko właściciela, Turcy umieszczają tabliczki z nazwami ulic rzadko i tylko na skrzyżowaniach).

Przeszedłem na większą ulicę opodal - Halic Caddesi. Okazało się, że w Istambule istnieje instytucja "wędrownego bazaru". Każdego dnia bazar przenosi się do innej dzielnicy. W środy przybywa do dzielnicy Fatih (otaczającej Fatih Camii). Rozciąga się na kilka ulic i trzeba przyznać, że jest imponujący. Między budynkami, na wysokości pierwszego piętra rozciągnięto liny, na których rozpięto płachty. Kiedy wychodziłem wszystko - stragany, owoce, warzywa, przyprawy, ryby, porcelany, ubrania - było w powijakach. W ciągu godziny ulica była już zadaszona, stragany równo ustawione, tak samo jak... produkty. I nie mówię tu o workach z kolorowymi przyprawami. Mango, figi, kasztany... - wszystko było ułożone w piramidy. Marchewki tworzyły linie równoległe. Estetycznie bardzo przyjemny widok. Gorzej przy kupowaniu - żeby konstrukcja się nie zawaliła to sprzedawca wybiera, a raczej bierze kolejne produkty. Bazar cieszy się ogromną popularnością.

Przechadzając się wzdłuż uczliczki łatwo zauważyć różnice - na szczycie świątyni na końcu ulicy był półksiężyc, część kobiet (5%?) była ubrana na czarno, czasami zakrywając również twarz. Ogólnie dzielnica Fatih należy do dość tradycyjnych. Oprócz mrocznie wyglądających kobiet w czerni (które same siebie żartobiliwie nazywają "Ninja"), były też kobiety normalnie ubrane, choć noszące chusty na głowie i to bez względu na wiek (powiedzmy od nastu lat) oraz panowie z brodą, czapeczką i laską.

I jeszcze jedno - kiedy wyjeżdżałem z Polski padał deszcz, a temperatura spadła poniżej 10*C. Tutaj odzyskałem lato: ponad dwadzieścia stopni i słonecznie!

Ta pogoda, ścisk i jeszcze jedna cecha Fatih (czy w ogóle Istambułu) sprawiła, że w ciągu następnych 24h wypiłem 5l wody. Mianowicie Stambuł leży na pagórkowatym terenie (ma siedem wzgórz w herbie miasta, wzgórza występują też w nazwach dzielnic, np. Goztepe, czyli Goz (Oko) i Tepe (wzgórze); ciekawostka: to na Goztepe mam zajęcia, więc lepiej tam nie ściągać na egzaminach...). Pagórkowatość terenu znaczy mniej więcej tyle, że mimo przebywania na terenie miejskim człowiek czuje się jak na podejściu w górach. Po godzinie chodzenia po okolicy wróciłem do mieszkania z pustą półtoralitrową butelką, zadowolony, że je znalazłem (ponieważ dzielnica jest stara sieć uliczek jest dość ciekawie ułożona).

Lekko ogłuszony ilością kolorów (czarny, niebieski, reszta...) usiadłem na kanapie. Po chwili oddech wrócił do normalnego tempa. "Nie ma to jak trening kardio od samego rana". Ale przecież to była dopiero pierwsza godzina w nowym mieście - innym świecie. Więc wyszedłem dalej, tym razem na dłuższą przechadzkę. (ciąg dalszy nastąpi...)

A to kilka zdjęć z bazaru, tydzień później: