poniedziałek, 25 października 2010

Pazartesi

Jadę sobie rano autobusem na uczelnię. Wczoraj były derby,
a stadion ciągle stoi. Poza tym - nie widziałem też wczoraj śmigłowców policji
(chyba, że je zestrzelono zanim nadleciały w okolice stadionu - inaczej stambulscy kibice nie wiedzą co to dobra zabawa).

to że stadion stoi to nic - na środku skrzyżowania stanął kierowca autobusu, którym jechałem i zaczął (wnosząc z barwy głosu i przebogatej gestykulacji) kłócić się z jakimś kierowcą, który chwilę wcześniej wykonał niebezpieczny manewr.

Inni uczestnicy ruchu po paru minutach zaczęli trąbić na autobus,
"niebezpieczny kierowca" wydawał się nie brać do serca uwag motorniczego,
a motorniczy wydawało się, że zaraz wyjdzie i trzepnie swojemu rozmówcy.

W poniedziałek, kiedy jadę na uczelnię jestem przeważnie zaspany po dość intensywnym weekendzie. A tu jeszcze nie dostałem pytania z książki którą mieliśmy przeczytać na dzisiaj, a już się przebudziłem. Stambuł jest niesamowity.

To, że do bójki mogło dojść wynika z innego podejścia do kontaktów osobistych.
Panowie idący ulicą i trzymający się za rękę mogą być heteroseksualni - lepiej,
nikogo to nie dziwi. W weekend w restauracji panowie przyjemnie sobie rozmawiali, aż jeden z nich strzelił drugiemu w twarz i bójka gotowa (a przecież to obiad miał być gotowy).

Tak czy inaczej, motorniczy otrąbiony przez wszystkich i może przypomniawszy sobie o rozkładzie (mają sugerowaną częstotliwość przyjazdu, zupełnie jak metro... w zasadzie to bardzo nowoczesne) pojechał dalej.

Na wykład zdążyłem punktualnie, co znaczy, że musiałem czekać około 0,5h na wykładowcę. Tym razem nie odwołał wykładu, nawet nie próbował.

Podsumowując - stadion stoi, policji nie ma, wykładowca się zjawił - szokujący początek tygodnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz