piątek, 15 października 2010

Turcy, a sprawa ruchu ulicznego i czasu oraz nauka ze wzmocnieniem

Jakiś czas temu jak miałem okazję nie wspomnieć byłem w Błękitnym Meczecie.
Słońce świeciło, turyści tłoczyli się w przyzwoitej liczbie (w wakacje jest to liczba
zdecydowanie nieprzyzwoita, która najpewniej opisuje Bestię). Tyle tytułem zmyłki,
żeby szanownemu czytelnikowi przypomnieć, że życie ma blaski i cienie.
Blaski bardziej szczegółowo jeszcze opiszę, teraz pora na cienie.

Otóż Turcy mają dość luźne podejście do spraw:
czasu, wzajemnej informacji, ruchu drogowego (i wielu innych niewymienionych).

W ruchu ulicznym pierwszeństwo ma ten który działa. Jeżeli pieszy wierzy szczerze,
że musi przejść na drugą stronę ulicy to każdy samochód się zatrzyma aby go przepuścić,
choćby to było czerwone światło - czasami czas reakcji kierującego jest skrócony przez
policyjną odznakę łamiącego przepisy. Jeżeli dla odmiany kierujący szczerze wierzy,
że musi zmienić pas ruchu, albo do ruchu się włączyć to każdy powinien wiarę przodka
(osoby jadącej przed nim) uszanować i - o dziwo - tak się dzieje! Nie wiem jak to możliwe,
że widzę tylu ludzi z siwą brodą - może to Ci, którzy za kółkiem nie siadali.
Inna możliwość jest taka, że są to genialni kierowcy.

Prowadzenie pojazdu musi być jednak dość męczące w tych warunkach. I tu mała wstawka: w autobusach są dwie osoby należące do "personelu":
jedna oczywiście jest kierowcą, a druga pobiera opłaty (w wysokości 1,5TL), ew. przepuszcza,
jeżeli korzysta się z Akbilu (pre-paid'wy system płatności - wpłaca się pieniądze na kartę/specjalny żeton,
a następnie od kwoty tej odlicza się opłatę za przejazd. Akbil ma tę przewagę nad płatnościami na bieżąco,
że przy drugim i każdym następnym przejeździe, dokonanym w ciągu 2h od pierwszego przejazdu, płaci się połowę stawki - 0,75TL).
Czy ta osoba została wzięta z ulicy, a jedynym wymaganym dokumentem był dowód osobisty? Otóż nie.
Po dłuższej jeździe (trwającej około 1h) w ostatnim tygodniu zobaczyłem jak panowie zamieniają się miejscami!
I to, że ten drugi też jest kierowcą wcale mnie nie dziwi - po godzinie jazdy po tym mieście człowiek nadaje się
albo do karmienia niezbyt agresywnych gołębi albo do zbierania pieniędzy za przejazd.

Skoro już o transporcie zbiorowym - oddaje on w pewnym sensie podejście Turków, ba! wiąże się chyba wręcz z empatią.
Otóż Turcy przeważnie się mylą - przynajmniej Ci z którymi mam szczęście współpracować.
Kiedy jeden Turek się pomyli, spóźni, etc. inni są wyrozumiali względem niego. Jak to łączy się z transportem zbiorowym?
Kiedy jakiś autobus czeka na zielone światło (czasami nawet to się zdarza!) można do niego podejść (choćby na środkowy pas - wystarczy uwierzyć!) - drzwi się otworzą. Stoisz w korku i chcesz wyjść - nie ma sprawy. Kierowcy czekają na przystanku jak widzą, że ktoś biegnie. W zasadzie to bardzo miłe...

Czyli sprawa ruchu ulicznego załatwiona - jak to się wiąże z czasem? Przy tak luźnym podejściu nie może mnie już dziwić,
że kiedy poszedłem na pierwsze zajęcie ze "Wstępu do bioinformatyki" wykładowca spóźnił się dwie godziny, a kolejny wykład został przesunięty o 4h. Nic to, że pierwszy wykład miał być o 9 rano więc wstałem na niego o 6, natomiast drugi miał trwać do 16, więc ostatecznie wróciłem do domu o 21:45.
(Na szczęście kolacja już czekała - w tym miejscu dziękuję Kindze i Bartkowi, którzy ją pracowicie przygotowali, mój dom zawsze stoi przed wami otworem! Drugie na szczęście: smaki nargil tego wieczoru były pełnym zadośćuczynieniem za wszelkie trudy).
Także początek współpracy z profesorami był ciekawy. No i układał się tak dalej - zwłaszcza jeśli chodzi o "Bioinformatykę". Tydzień później profesor kiedy przeszedłem i zaczekałem 30min poinformował mnie, że przełoży zajęcia na piątek... albo na środę! No dobra, czemu nie, lubię gościa, może przekładać. Nawet zdecydował się, że jednak to będzie środa o 14. Kiedy przyszedłęm tamtego dnia i powiedział mi, że jednak odwołuje te zajęcia, przecież nie mogłem się dziwić - jak ktoś zawodzi raz, to przypadek. Jak ktoś zawodzi drugi, to zawiedzie też trzeci i kolejny - cóż.

Teraz pora na wytłumaczenie "nauki ze wzmocnieniem". Za każdym razem gdy wpadałem, a on odwoływał zajęcia zadawał "pracę domową". Do tej pory przeczytałem istotną część książki przeznaczonej na cały rok - w sumie w porządku, co się będę lenił po godzinach na uczelni, kiedy wracam o 22.

Wracając do spraw spóźnień i odwołanych zajęć - wiązałbym to z jego osobą, gdyby nie mały dowcip: otóż dzisiaj są/były zajęcia organizacyjne z języka tureckiego. Dostałem datę, godzinę, nazwę ośrodka szkoleniowego (oczywiście informacji na stronie Erasmusa uczelnianego albo samej Marmary nie ma, maila informacyjnego nie dostałem, choć podałem adres i dostałem zapewnienie o przekazaniu takiego). Co by tu zrobić - sprawdzę na stronie tego ośrodka.

Ośrodek uczący obcokrajowców tureckiego ma stronę - jakżeby inaczej - po turecku. To nic dziwnego - już od dawna korzystam z usług Google Translatora wbudowanego w Google Chorme - łamany polski który dostaje więcej dla mnie znaczy - chwilowo - niż wszystkie poetycko rozłożone frazy na stronach w miejscowym języku. Tym sposobem znalazłem adres ośrodka i - uwaga! - lokalizację na mapce googlowej (ale nie wbudowaną mapę, tylko zdjęcia - kit wystarczy zdjęcie). Więc mam datę, godzinę i - jak sądziłem miejsce. Przyjeżdżam sobie dzisiaj i... wrong! ośrodek został przeniesiony z tego budynku jakieś parę lat temu... co też mnie już nie zdziwiło. Turcy mają stare, nieaktualizowane strony internetowe, zdezorientowanych ludzi w punktach informacyjnych, ale to w znaczym procencie nie może być problemem. Nie zasieją szumu informacyjnego z prostego powodu - nie znają angielskiego =).

Dobrze, że jest piątek. Co prawda mam jeszcze ileś godzin do odpracowania (ICM) i sporo rozdziałów do przeczytania, ale przynajmniej gospodarowanie czasem będzie leżało wyłącznie w mojej gestii (patrz: impreza dzisiaj i jutro!).

A jednak dalej kocham to miasto - jest malownicze, kolorowe. Jest duże i monumentalne, przy tym świetnie skomponowane. Zauważyłem, że faktycznie ludzie rzuczają rzeczy na ulicę (jakieś paprochy, ogryzki), a jednak są one zawsze zadbane i czyste. Po dniu targowym w okolicy Fatih ulice wyglądają jak stadion dziesięciolecia zaraz po zamknięciu. Parę godzin później po całej imprezie nie ma śladu. Pod tym względem Turcy to... czyściochy! Tak poza tym słyszałem dużo stereotypowych, trochę niesprawiedliwych ocen Turków odnoście czystości. Nie wiem jak jest za granicą (gdzie często widzi się Turków wykonujących prostsze zawody), ale tu, na miejscu Turcy wydają się bardzo czystymi i zadbanymi ludźmi.

I jeszcze jedna różnica. Weekendy - piłka lata po całej ulicy (jest raczej na uboczu więc można), dzieciaki się bawią, krzyczą. W tygodniu jest pusto - siedzą w przedszkolach i szkołach. Koniec tygodnia to co innego - wtedy się okazuje jak dużo ich jest! Nie jestem pewien czy w Europie tyle dzieci jest w dzień wolny od pracy na placu zabaw. Cóż, Francja potrafi, może Polska też da radę.

Ok, na razie tyle. Nie mam siły podnosić spójności i przejrzystości tego tekstu - wierzę w zdolności szanownego czytelnika i czytelniczki.

Pozdrawiam!

P.S. Żeby nie było, że mnie ktoś podmienił i na wypadek nagłej utraty pamięci (tzw. "fiksacji Stambulskij") podaję moje aktualne zdjęcia:



2 komentarze:

  1. Niezły sajgon z tą organizacją... Mam nadzieję że już lepiej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Sprawy organizacyjne powoli się kończą - dobrze dla mnie - aż strach, że pojawią się jakieś nowe!

    OdpowiedzUsuń